Tamte Bieszczady to moja przepadła Atlantyda, której już nikt i nigdy nie zdoła wskrzesić ani nawet opowiedzieć, bo nie staje słów, żeby opisać ludzką wiarę i nadzieję, radość i smutek, miłość i udrękę, przywiązanie do ojcowizny i ból umierania z ręki kata, który jeszcze do wczoraj był sąsiadem.
W tym zaginionym świecie żyli obok siebie, ale przecież razem, ruscy, górale zwani Bojkami, Żydzi, wśród których przeważali chasydzi, polska szlachta zagrodowa, osadnicy niemieccy gospodarujący tu na roli od siedmiu pokoleń i Cyganie mieszkający na obrzeżach wsi. I każdy z nich był tutejszy, czyli swój.
Wydawało się, że ten Bieszczad był tak bardzo nic nieznaczącym w historii narodów, a jednak upomniano się o niego morzem przelanej krwi i łuną pożarów palonych wsi. I nie masz komu odmówić nad tysiącami mogił przodków wieczne odpoczywanie..., efige ruhe zu ihnen zu gewahren..., tje avjeł angła leśće...